Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Pon 14:20, 24 Wrz 2018    Temat postu:

Myślę że zwierzęta i napisze o kocie są bardzo mądre mają rozum i są ważnym stworzeniem bożym , Mam 46 lat miałem obecnie dwa koty , niedawno przeszedłem zbieg w szpitalu , prowadziłem rozwiązły tryb życia ,przed zbiegiem w szpitalu uświadomiłem sobie że mogę już nie obudzić się i odejść z tego świata , pomyślałem poco mi była to praca dom jak nie mam komu zostawić i co sie stanie z moimi dwoma kotkami jak bym odszedł z tego świata , Obiecałem bogu że wrócę na odpowiednią drogę i przystąpię do spowiedzi po zabiegu , zerwę z dotychczasowym życiem , zabieg się udał wróciłem do domu kotki ktoś z rodziny dokarmiał czekały na mnie , minęły ze 3 dni zapomniałem o obietnicy złożonej Bogu modlitwie i zacząłem myśleć o dawnym sposobie życia , minęły jeszcze z 3 dni i samochód zabił mi jednego kotka bardzo byłem do niego przywiązany , mieszkam sam w domu zawsze wracałem żeby go nakarmić rezygnowałem z wyjazdów bo on był najważniejszy a on mnie bardzo lubił i rozumiał mówiłem do niego a on wtedy oczka mróżył na potwierdzenie , byliśmy najlepsi przyjaciele , takich nie miałem w śród ludzi , Jego śmierć była przypomnieniem myślę o obietnicy złożonej Bogu przed zabiegiem operacyjnym , znowu uklęknąłem przed Bogiem i zapłakałem i zapytałem dlaczego
Rosa
PostWysłany: Śro 14:36, 21 Lut 2018    Temat postu:

Wczoraj 20.02.2018 odeszła nasza ukochana Saba, była z nami 13,5 roku. Miała problem z kręgosłupem, niewydolność sercowo-oddechową. O d kilku dni było widać, że coraz gorzej wygląda, byliśmy u weterynarza, który dał jej leki na serce. W poniedziałek była kontrola dostała leki w zastrzyku ponieważ wet stwierdził, że szybciej działają, rano było jeszcze dobrze, ale po wizycie u lekarza jej stan się bardzo dramatycznie pogorszył,miała problem z oddychaniem, nie chciała ni jeść, mało piła, wymiotowała,miała problem z chodzeniem, była bardzo słaba, opadała z sił, całą noc nie spała, ponieważ nawet leżenie było problemem. We wtorek rano pojechaliśmy z nią do lekarza, lekarz zrobił usg okazało się, że rak. Saba nie reagowała już na nic, tak szybko od nas odeszła, cały czas miała apetyt, nic nie wskazywało że coś się dzieje. Jadą do lekarza mieliśmy gdzieś tam z tyłu głowy, że jeśli nie będzie dla niej ratunku to podejmiemy tą najgorszą i najtrudniejszą dla nas decyzję. I odeszła, zostawiła po sobie wielką pustkę, smutek i łzy. Ale mamy nadzieję, że tam za Tęczowym Mostem jest jej dobrze, nic ją nie boli, jest szczęśliwa i merda do nas ogonkiem.
Hania
PostWysłany: Czw 19:32, 08 Lut 2018    Temat postu: :(

Ja 06.02.2018r . pozegnalam moja sunie niestety przegrala walke z rakiem Sad
Serce mnie boli, nie moge przestac o niej myslec Sad
Zostala mi po niej wielka dziura w sercu i pustka, ale na zawsze pozostanie w mojej pamieci i nigdy jej nie zapomne za bardzo ja kocham Sad
Gość
PostWysłany: Śro 22:46, 17 Sty 2018    Temat postu:

Dzisiaj odszedł moj owczarek niemiecki Zoltan. Moja najukochańsza góra futra, które gubił wszędzie. Ale tak bardzo go za to kochałam. Za to że oddał by za mnie życie gdyby zaszła taka potrzeba. Gdyby tu teraz był nie pozwoliłby mi płakać tylko szturchałby mnie nosem i kładł swój wielki łeb na moje kolana. Był z nami 9 lat i 3 miesiące. Tylko tyle i aż tyle. Konieczna Był A decyzja o jego uśpienia. I tylko Bóg wie jak bardzo było to dla nas trudne. Została po nim wielka pustka, WIELKA DZIURA W SERCU. Jak teraz żyć gdy cały czas mam wrażenie że on za chwilę wyjdzie z pokoju obok i zamerda ogonem. To nie byl tylko pies to był przyjaciel, członek rodziny. Najmądrzejsza kulka futra, wierny towarzysz. Bardzo boli że nigdy go już nie przytulę. Nie przyjdzie pokazać mnie mokrym jęzorem zaraz po tym jak pół wodę. Chce wierzyć że tam gdzie teraz jest nic Cię już nie boli i jesteś szczęśliwy Zoluniu. Że biegasz sobie po niebiańskiej łące w spokoju A kiedyś spotkamy się tam razem całą rodziną. Na zawsze będziesz w naszych sercach psinko.
Anna 65.
PostWysłany: Nie 20:55, 22 Paź 2017    Temat postu: Widziałam Duszę Psa

Widziałam Duszę mojego prawie 20-letniego Pikusia kundelka,gdy płynęła ku Niebu...Odszedł bo miał chore serduszko i kręgosłup,ale przed laty pytał mnie niemo:nie uśpisz mnie,nie uśpisz mnie, prawda?Słyszał jak sąsiadki opowiadały,że uśpiły swoje pieski...Jedna tylko płakała,bo nie mogła dać sobie rady,stwierdziła,że następnego na pewno już nie uśpi!Odszedł,gdy obiecałam mu,że spotkamy się na Wielkiej Łące Wiecznie Zielonej,karmiłam bulionem z przetartym mięskiem i wodę ze strzykawki,ucałowałam wierne zwierzątko,między uszkami na główce trzymałam dłoń,żeby nie czuł bólu.Zapaliłam gromnicę,postawiłam krzyż,zmówiłam różaniec i...Umarł spokojnie,jeszcze teraz łzy mi lecą,choć to 8 lat temu...Córka kupiła ze schroniska yorka chyba 4 letniego,którego wyrzucili z domu wyrywajac mu ząbki na górze dwa i na dole dwa,nie patrzył nam w oczy,zjadł na raz trzy miseczki jedzonka,spi między nami,rozkoszny,wszystko rozumie bez słowa...Tak pięknie mi podziękował! Śnił mi się,że na Łące miał sunię i 6-cioro małych ,pochwalił się,że jest tam szczęśliwy ,to i ja tu też,kazał,żebym sobie któreś małe wybrała,odmówiłam,że tylko jego kochałam,obudziłam się cała spłakana...Psy na pewno mają Dusze![list]Powinnam tu dodać:nie usypiajcie swoich przyjaciól!
Gość
PostWysłany: Pią 10:40, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Trzy dni temu pożegnałam moją ukochaną Sonię. Ból i pustka są nie do zniesienia. Wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam dla niej. Wiem, że decyzja o jej uśpieniu to była słuszna decyzja i to są myśli które dają trochę wytchnienia, ale zaraz potem wraca smutek, ryczę, nie umiem sobie znaleźć miejsca. 14 lat byłyśmy razem, dzień w dzień, była częścią mojego życia, której nagle zabrakło. Teraz sama chodzę na spacery drogami, którymi chodziłam z Sonią. Odwracam się, aby ją zawołać, ale jej...nie ma. Ta pustka tak strasznie boli...
Gość
PostWysłany: Wto 10:33, 23 Maj 2017    Temat postu:

Jak ja zazdroszczę osobom, które pożegnały swoich przyjaciół w wieku 17-18 lat...moja malutka Polusia też miała tyle żyć...była tak nieszablonowym kundelkiem, małym, pełnym energii i zadziorności, miłości...

W ubiegłą środę musieliśmy podjąć decyzję, najgorszą w moim życiu... po dwóch tygodniach walki Crying or Very sad

Na początku marca został zdiagnozowany u Niej rak płuc (ewidentnie przerzut z listwy mlekowej usuwanej półtora roku temu), po dwóch miesiącach leczenia paliatywnego okazało się, że nerki i wątroba siadają... Crying or Very sad kroplówka pogorszyła sprawę, leki pomogły na chwilę, potem było już źle, bardzo źle...trzymałam ją żeby mogła zasnąć choć na chwilę na stojąco, bo inaczej się dusiła- wiedziałam, że to jest TEN moment...że ona dłużej nie może cierpieć...

To była moja córcia- karmiłam ją butelką, masowałam brzuszek zaraz po urodzeniu (mamusia zmarła podczas cesarki), pilnowałam, żeby miała cały czas ciepły termofor...Wyrosła na bardzo mądrą istotkę, oddaną, zaczepną...wciąż szukała naszej uwagi...

Nie skończyła nawet 10 lat... Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad
Odeszła na moich rękach, w domu, na swoim posłaniu, na sowim kocuku...Pani weterynarz przyjechała późnym wieczorem na naszą prośbę- mówiła już wcześniej, że zbliża się ten moment, że będziemy wiedzieli...najpierw osłuchała- płucko które rano jeszcze cichutko pracowało teraz nie wpuszczało powietrza...to był ostatni moment...

Nie mogę się pozbierać- cały czas do Niej mówię, głaszczę miejsca gdzie leżała- jakby nadal żyła, cały czas żegnam się z Nią...tzn nie - żegnam- mówię- "do zobaczenia mój Aniołku"...
brysia
PostWysłany: Nie 10:44, 07 Maj 2017    Temat postu:

Witam serdecznie.
Ja musiałam się pożegnać z moją najukochańszą sunią na świecie w 2005 roku Crying or Very sad, po 14 letnim byciu razem.
Miałam ją od szczenięcia, była najcudowniejszym pieskiem na świecie, moją najlepszą powiernicą i przyjaciółką. Nieraz zlizywała łzy z mojej twarzy, gdy było mi źle.

I chociaż czas uśmierzył ból, to nadal nie potrafię poradzić sobie z jej stratą , z tym ,że to ja sama musiałam podjąć decyzję o uśpieniu, chociaż u weterynarza był ze mną mąż...

Po pochowaniu jej, codziennie chodziłam na jej grób, kładłam się na trawie i ryczałam jak bóbr,przepraszając ją i obwiniając siebie, że być może zbyt pochopnie podjęłam tę straszną decyzję.

Mimo iż wiedziałam, jak cierpiała i ile miała chorób to ponad wszystko pozostaje jednak to myślenie ...a może gdyby... a może zdarzyłby się jakiś cud...które to gdybania i wątpliwości nie opuszczą mnie chyba nigdy.

Dzisiaj myślę, ze gdyby umarła sama to inaczej wyglądałaby moja żałoba, moje godzenie się z jej startą i moje dalsze życie bez niej.

Podczas czytania tego forum, uświadamiam sobie, że takie dylematy ma wiele osób, które ulżyły swoim pupilom podejmując decyzję o eutanazji i to w jakiś sposób niesie mi ukojenie...że taka decyzja niestety niesie za sobą życie w poczuciu winy...
Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad
lukas1011
PostWysłany: Wto 21:26, 14 Mar 2017    Temat postu: Tęczowy most

W dniu 13.03.2017 odeszła od nas nasza ukochana suczka Lusi miała 7 lat. Był to pesek rasy cocier spaniel pies chorował na zapalenie ucha praz problemy z żołądekiem była bardzo radosna i wesoła bardzo kochała moją córeczkę Anię uwielbia się z nią bawić.... Teraz jest smutek żal po stracie przyjaciela członka rodziny... 😢 Córka bardzo przeżywa stratę pieska lecz wie ze jest juz jej dobrze i zawsze z nią w jej myslach i wspomnieniach... pozostała w sercu ... Crying or Very sad
Tyn ka
PostWysłany: Pon 18:25, 20 Lut 2017    Temat postu:

Mój Ukochany Pies odszedł 17.02, w listopadzie miał rozpoznaną niewydolność serduszka, raz było gorzej, raz lepiej ale się trzymał. Dostawał leki moczopędne i lek na serce. 17 lutego przewrócił się na spacerze dostał drgawek. Rodzice zawieźli Go do weterynarza, który zdecydował, że nie będzie Go reanimował bo "nie ma sensu". Dał mu zastrzyk.... Cały czas dręczy mnie myśl: może gdyby pojechać do innego weterynarza, może byłby z Nami nadal. Crying or Very sad Ostatni raz głaskałam Go na początku stycznia,, potem wyjechałam na studia.. Miał 16 lat i 4 m-ce, był ze mną odkąd pamiętam, nie znam życia bez Niego, miałam 8 lat gdy się pojawił.. to wszystko jest takie ciężkie i tak boli. Nie umiem pogodzić się ze stratą, cały czas myśle, że już nigdy go nie pogłaskam, nie wyjdę na spacer, nie położę się obok Niego, nie będę słyszała stukotu Jego pazurków o podłogę, nie zobaczę go leżącego na ulubionej kanapie.. Na Jego grobie mama położyła kwiaty.. Nie wiem jak spojrzę w to miejsce, gdy wrócę do domu i spojrzę w ten kąt rozsypię się na miliard kawałków... Strasznie boli..
JA
PostWysłany: Nie 23:55, 19 Lut 2017    Temat postu: to nie sen

Marta była z nami przez 11 lat. Rasowa suczka miała żyć 10-12 lat, taki dla tej rasy jest przewidziany średnio żywot. Była psem szczególnej troski , potrzebowała czasu żeby zrozumieć komendę. Ale te braki nadrabiała psią miłością i zdrowiem. Pierwszy raz ratowałam ją w wieku 9 lat , mogłam ją uśpić, bo była strasznie chora i cierpiała bardzo, miała chorą macicę zaatakowaną ropą.To było lato i upały 35 stopniowe, zapach ropy zwabiał miliony much, które koniecznie chciały się w niej rozmnażać. Ratowałam ją przez dwa miesiące,dzień i noc, chroniłam, myłam wlewałam wodę do pyska strzykawką i małymi kęskami na nowo karmiłam. Było warto, bo po dwóch miesiącach powoli zaczęła dochodzić do siebie. Niestety wychudła bardzo i musiałam ją dokarmiać. Jadła bardzo dużo, zachowywała się tak jakby nigdy nie widziała jedzenia. Nawet sama nie wiem kiedy ważyła ponad 70kg. Niestety siadły jej stawy i ze starości i z nadwagi. To był mój błąd, ale tak bardzo w tej chorobie ją pokochałam,że straciłam rozum przy jej karmieniu. Właściwie to sama nawet nie wiem kiedy zauważyłam,że gorzej chodzi na tylne łapy. Dostawała leki i jakoś sobie niezgrabnie radziła.Pewnego zimowego dnia zauważyłam, że nie może wstać, zaczęła przemieszczać się na siedząco.Dawała radę po odpoczynku, przejść parę metrów, ale z dużym trudem. Dostała tym razem trzy zastrzyki, to był czwartek,następnego dnia miałam podać lek , który zostawił weterynarz ,a w sobotę jeszcze dwa zastrzyki. Podałam lek w piątek tak jak zalecił lekarz,po ok. 40 min zwymiotowała.Przeczytałam ,że ten lek może powodować wymioty i biegunkę. Biedna zaczęła szukać odosobnienia. W końcu poszła do swojej budy .Zaglądałam do niej co 30 min. Pomyślałam,że jutro będzie lepiej,podawałam wodę do picia, starałam się zachować spokój.Po północy wydostała się jakoś z budy i ułożyła między tujami. Była spokojna , miała krótki oddech, rozejrzała się dokoła, powąchała moją rękę, pożegnała się ze mną,ułożyła na boku i po cichutku ZASNĘŁA. Zrobiłam dla niej co mogłam? NIGDY NIE BĘDĘ TEGO WIEDZIAŁA .Przypuszczam,że dostała zbyt dużą dawkę leków, a tabletka którą jej podałam dobiła ją.Czuje straszną pustkę , ból , gniew, wewnętrzne rozdarcie i choć wiem ,że dla niej tak jest lepiej, to mnie wcale to nie pociesza.Długo jeszcze będę czuła jej obecność, miękką czarną sierść i dotyk psiej bezwarunkowej i bezgranicznej miłości.
Gość
PostWysłany: Pon 9:09, 06 Lut 2017    Temat postu:

nasza 13letnia Maja w sobotę przegrała walke o życie z rakiem choroba tak szybko zaatakowała ją od diagnozy żyła tylko tydzień jeden guz pęk w środku bo zaczęła wymiotować smród okropny był ale potem się uspokoiła w sobote rano zaczęło ją boleć i zaczeła dyszeć żeby nie cierpiała została uśpiona szybko wszyscy domownicy płakali i lekarz kazał nam wyjść bardzo cierpimy że jej już nie ma z nami ale leży pochowana blisko domu zawsze będzimy ją pamiętać taka wierna i dobra była
Gość
PostWysłany: Czw 21:56, 15 Gru 2016    Temat postu:

Wczoraj uśpiłam moją Sambę.Dziesięć lat temu uratowaliśmy ją ze.schroniska.Kilkanaście dni temu zauważyłam,że traci wigoru.Pojechałam do weta
Był antybiotyk,pojawiły się wymioty podbarwione krwią, brak apetytu.Badania krwi złe,skrajna małopłytkowość i wątroba w rozsypce.Po kroplpwkach było lepiej,jadła,piła ale wymioty wróciły,doszedł napadowy kaszel i ciężki oddech.Mimo podawania antybiotyk.temperatura nie spadała.O własnych siłach poszła.ze mną do weta,ufała mi bezgranicznie a ja pozwoliłam dać jej śmiertelny zastrzyk.Czuje się jak potwor,zawiodłam ją....
Gość
PostWysłany: Wto 12:02, 06 Gru 2016    Temat postu:

Dzięki i tyle mój najukochańszy Alus odszedł wczoraj tak cierpiałam tylko po śmierci Ojca Mój pies był jest i będzie moja miłość największa miłością 13 lat i 9 miesięcy szczęścia Carter
Sara i Aga
PostWysłany: Nie 7:54, 06 Lis 2016    Temat postu: Moja saruś:(

Dwa dni temu moja Sara wpadła pod samochód. W ciągu dwóch minut dijevhalam do weterynarza... Niestety obrażenia były poważne bardzo i lekarz ja obrazu uspil...mam tyle żalu do siebie... I nie Sądzilam że ból jest tak ogromny... Nie mogę sobie dać rady

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group